W sobotni poranek wraz z mężem, którego zaprosiłam na wspólną wyprawę na quady, wyruszyliśmy z Wrocławia w Góry Kaczawskie. Na miejsce dotarliśmy bez trudu i naszym oczom ukazał się pensjonat „Pod Chmielarzem” – nasze miejsce zbiórki i miejsce noclegu osób, które przyjeżdżają na aktywny weekend off-road. W planach mieliśmy godzinną wyprawę quadami w góry.
Pojazdy już na nas czekały i gdy tylko zebrało się 5 umówionych osób, nasz przewodnik rozpoczął szkolenie. Obsługa quada jest dość prosta, bardziej martwiła mnie wielkość - Yamaha Grizzly, na jakim miałam jechać, jest naprawdę duży. Bałam się, że z moim niskim wzrostem (1,60 m.) będę miała problem z wygodnym siedzeniem, ale zupełnie nie potrzebnie. Jak już na niego wsiadłam, to pomyślałam, że został dla mnie skonstruowany. (Mój dość wysoki mąż pomyślał to samo o sobie). Kiedy wszyscy byli przeszkoleni ruszyliśmy w teren.
Jak wygląda trasa off-road w Górach Kaczawskich?
Trasa wyprawy zaczyna się tuż po wyjeździe z parkingu pensjonatu. Skręcamy w polną drogę, jadąc jeden za drugim i od razu pojawiają się przeszkody, które będą nam właściwie towarzyszyć przez większość trasy – koleiny! Ponieważ są one na szerokość samochodu, dla quadów oznacza to ciągłą walkę o to, by z nich nie wypaść.
Jazda quadem jest całkiem prosta, dodawanie gazu i kierowanie nie stanowi problemu, ale dosyć szybko trzeba nauczyć się balansować ciałem. To mnie trochę zdziwiło – wprawdzie doskonale znam to z codziennego życia, bo jeżdżę skuterem, ale myślałam, że na 4 kołowym pojeździe nie będzie to konieczne.
Po kilku minutach jazdy zatrzymujemy się i podchodzi do nas nasz przewodnik. Mówi, że teraz będziemy jechać pod górę dość trudnym terenem i wyjaśnia jak to najbezpieczniej przejechać. Okazuje się, że rzeczywiście droga jaką mamy przejechać wygląda jak koryto strumyka i jest pełna przeszkód – koleiny, kamienie, konary i błoto. Tylko wody nie ma, ale i tak jest ciężko. Quady z napędem na 4 koła sobie radzą, quad przede mną z napędem na 2 koła wylatuje z trasy i wisi na 2 kołach.
Natychmiast obok zjawia się przewodnik i pomaga kierowcy wrócić na trasę. Jedziemy dalej. Pokonujemy ten ciężki wjazd i przez moment jest znów jest łatwo – tylko koleiny nam przeszkadzają. Dojeżdżamy do skrzyżowania. Po raz kolejny grupa się zatrzymuje, a przewodnik pokazuje następną naturalną przeszkodę – dość głęboką kałużę (oczywiście błotnistą i z koleinami). Dla tych, którzy się boją, wskazuje też trasę alternatywną naokoło. Ale przecież wśród nas takich osób nie znajdzie! Jedziemy więc wszyscy przez błoto, lekko się ślizgając i wyjeżdżamy na równą, leśną ścieżkę. Tutaj możemy w końcu naprawdę rozpędzić quady i dość szybko dojechać do pierwszego punktu widokowego. Wszyscy schodzimy z pojazdów i idziemy obejrzeć krajobraz:
To miły przerywnik wyprawy, chociaż ja już nie mogę się doczekać jazdy. Tym bardziej, że po krótkiej rozgrzewce już wiem, jak to wszystko działa. Jak kierować, jak balansować ciałem, jak pokonywać koleiny i co zrobić, gdy mój quad nie jedzie tam, gdzie ja chce. Kolejny etap trasy wiedzie przez pole – tu nie ma kolein, ale jest trochę dziur zrobionych przez dziki – nie stanowi to większego problemu. Następnie jedziemy pochyłą ścieżką. Przewodnik przestrzega, że może nas „ściągać” na prawo i znów tłumaczy, jak sobie z tym radzić. Mnie nie ściąga. Pędzę przed siebie i tylko mam wrażenie, że kierowca przede mną jedzie za wolno. Mąż jedzie za mną i nie może mnie dogonić. Jego ściąga. Zdziwiona tym, że mnie nic złego nie spotyka – nie wypadam z trasy i mnie nie ściąga – jadę dalej. Coraz bardziej dumna i pewna siebie. Jedziemy cały czas w górę – lasy, pola, lasy – aż dojeżdżamy do drugiego punku widokowego:
To jest najwyższy punkt i zarazem połowa naszej wyprawy. Odpoczywamy chwilę, a przewodnik pokazuje nam ukryty skarb i wyjaśnia czym jest zabawa terenowa Geocache. Po chwili wracamy na nasze pojazdy i ruszamy w dół. Przewodnik jak zwykle tłumaczy jak jechać bezpiecznie. Przestrzega, że w dół jest trudniej. Zachęca do wolniejszej jazdy i… podziwiania widoków. Wolniejsza jazda? Teraz kiedy już wszyscy się świetnie bawimy? Nie ma mowy!
Tak pomyślałam ja i chyba wszyscy inni, bo wolno wcale nie zjeżdżaliśmy. Za to uwaga o podziwianiu widoków była w punk, bo zdałam sobie sprawę, że jestem tak skupiona na jeździe, że zapominam w jakim pięknym miejscu jestem – w środku wspaniałej natury. W końcu zaczęłam się rozglądać. Pod koniec naszej godzinnej wyprawy mamy przed sobą jeszcze dwie najtrudniejsze przeszkody – duży dół, który można przejechać pochyło i wielki dół z wodą i błotem, którego przejechanie sprawia dużo frajdy i jest taką przeszkodą jaką miałam w głowie myśląc o jeździe terenowej. Po niej w końcu miałam całą nogawkę spodni w błocie – czyli stało się coś, na co czekałam (w końcu nie bez powodu wzięłam zapasowe spodnie).
Po tych przeszkodach dojeżdżamy do pensjonatu i kończy się nasza przygoda. Ja mam uśmiech od ucha do ucha i jestem pewna, że jeszcze kiedyś to powtórzymy. Mąż też jest zachwycony i mówi, że poleciłby to każdemu. Testowanie kończymy szybkim zwiedzaniem pensjonatu „Pod Chmielarzem”, który robi bardzo dobre wrażenie. To nowy obiekt o standardzie pokoju naprawdę dobrego hotelu – wszystko jest zadbane i pachnące. Chętnie tam jeszcze kiedyś wrócimy na dłużej – w samo serce Gór Kaczawskich, na kolejną off-roadową przygodę.
Czy quady są dla każdego?
Tak! Każdego, kto ma ochotę się świetnie bawić. Nie ma znaczenia wzrost, płeć czy umiejętności. Przewodnik wszystkie trudniejsze elementy trasy wyjaśnia i dostosowuje poziom trudności do grupy.
Czy trasa przejazdu quadem jest trudna?
Jeżeli się ją przejeżdża wolno i ostrożnie to jest dość łatwa, choć początkującym może sprawiać momentami trudności. Jeżeli ktoś ma większe doświadczenie i ochotę na ekstremalną jazdę quadem, to wystarczy, że będzie próbował ją przejechać szybciej i już jej poziom trudności się znacznie podniesie. Czy na trasie jest bardzo błotniście? To zależy...od pogody. To niby logiczne, ale zawsze myśląc o wyprawie quadem w teren mam przed oczami kałuże, tymaczasem trzeba pamiętać, że to nie jest sztucznie wytyczony tor, ze sztucznymi przedkodami - tutaj mamy do pokonania dokładnie to, co nam sprezentuje natura. Czasem błoto, czasem gałęzie, a czasem strumyk. Pamiętać należy, że taka przejażdżka ma być przyjemnością, a nie stresującą walką, więc poziom trudności naprawdę warto dostosować do umiejętności.
Co mi się najbardziej podobało w jeździe quadem?
Przede wszystkim to, że sobie radziłam. Pokonywanie off-roadowej trasy daje naprawdę dużo satysfakcji, a emocje jakie temu towarzyszą sprawiają, że uśmiech nie schodzi z twarzy. Podobało mi się również zaangażowanie naszego przewodnika – czuliśmy się naprawdę bezpiecznie. No i natura – piękne widoki, wiatr na policzkach, zachwycające punkty widokowe. W Górach Kaczawskich można się zauroczyć.
Chcesz spróbować tego na własnej skórze? Poprowadź quada po bezdrożach Sudetów
---
Sprawdź również:
Off-road - adrenalina z napędem na cztery koła>>
Niezapomniany prezent? Wyprawy off-road! >>
Relacja: Emocje z jazdy na torze cz.I - Formuła Jedi >>
Wiosną zrealizuj wszystkie marzenia! >>
Relacja: Emocje na torze cz.II - Lotus Exige >>
Miejski bieg z przeszkodami Survival Race - dołącz do aktywnych >>
Pomysły na prezenty na Dzień Ojca >>
Smak przygody - Off-road po bezdrożach Beskidu Niskiego >>