Jeden dzień, jeden prezent, trzy niesamowite bestie i jazda na torze. Dzień 13 kwietnia był dniem, którego wyczekiwałem od bardzo dawna. Parę miesięcy wcześniej,  pod choinką znalazłem niewielką, lekką paczkę, w której znajdował się... voucher prezentowy.

Okazało się, że to jazda na torze w Ułężu za kółkiem trzech niesamowitych aut… Chciałem położyć się spać i wstać dokładnie 13 kwietnia! Ponieważ właśnie w tym dniu było mi dane usiąść w dwóch stuprocentowych egzotykach i dziwnym bolidzie, o którym od razu poczytałem w Internecie.

Co to miało być? Ferrari California, Lamborghini Gallardo i KTM X-bow! Dwa pierwsze znam doskonale, ten trzeci niewiele mi mówił, ale gdy zobaczyłem zdjęcie to przypomniałem sobie jakiej frajdy dostarczał Jeremyemu Clarksonowi w Top Gear. Zapowiadało się dobrze!

Jazda na torze - przygotowania

Nie będę się rozwodził nad tym,  jak spędzały mi sen z powiek myśli o realizacji prezentu i ile razy oglądałem zdjęcia tych aut w sieci. Przejdźmy do gorących kąsków. Wyjazd z Warszawy, kierunek: Motopark Ułęż. Do pokonania ponad sto kilometrów, jednak drogi o dziwo przyjazne, więc podróż minęła szybko i bez większych stresów.

Gdy nawigacja dyktowała ostatnie metry byłem coraz bardziej podekscytowany. Wjazd przez bramę i z daleka widoczne zamieszanie. SJazda Ferrari California na torze - Test jazdyporo osób, sporo zaparkowanych aut i gwiazdy na środku placu. Gwiazdy, bo inaczej nie da się określić Lamborghini, Ferrari, Mitsubishi Evo, Subaru, Porsche, Ariela, KTM’a, tańczących driftowozów… I to w jednym miejscu, gotowe na to by nimi zawładnąć! Wraz z bliskimi, którzy ze mną przyjechali wysiedliśmy z auta i pognaliśmy do biura imprezy. Miłe panie, kilka zdań, podpisanie oświadczenia i do aut! Co najpierw?

Polecono mi Ferrari. Ok! Instruktorem który miał pomagać mi z prawego fotela okazał się Michał Kijanka- utalentowany kierowca wyścigowy, mający na swoim koncie setki kilometrów na torach wyścigowych nie tylko Polski, ale też i Europy. Szybkie przywitanie i wsiadamy do auta. Już za moment czekała ekstremalna jazda na torze. Zająłem pozycję za kierownicą i w końcu dowiedziałem się, że na co dzień w aucie leżę a nie siedzę tak jak się powinno ;) A więc już na starcie cenna lekcja, dzięki której potem od razu przestawiłem fotel w swoim o wiele mniej fascynującym „bolidzie”.

3…2…1… - Trzy bestie i jazda na torze w Ułężu

Powracając. Siedzę w Ferrari, kilka uwag, kilka porad i ruszamy. Jadę na automatycznej skrzyni biegów, auto podobno będzie szybkie, ma genialnie skręcać, a hamować tak, że dobrym wyjściem było zjedzenie jedynie delikatnego śniadania.

Odpalamy, ciach łopatką przy kierownicy, mam pierwszy bieg, jedziemy Czarnym Ferrari California! Na zamkniętym terenie, fotoradarów nie ma, mogę wcisnąć gaz do dechy. Wyjechaliśmy na właściwy tor i but w podłogę! Powiedziałem brzydkie słowo i dopadłem pierwszy zakręt. Dalej znowu prosta, hamowanie przed szykanami, gaz, hamowanie, gaz, hamowanie… Tak kilka razy, znowu gaz, zakręt, gaz, ponad 200 na godzinę!

Tak kilka kółek, zjechałem, hamulec ręczny, odpiąłem pas, wysiadłem… Nawet nie wiem kiedy moja narzeczona zrobiła mi zdjęcia. Wrażenia? Byłem oszołomiony, ale jak przypomniałem  sobie wszystko,  stwierdziłem, że to potwór osadzony w bardzo przyjemnym wydaniu. Nie łamie karku, nie zabija hałasem, ale wgniata w fotel, bo w końcu ma 460 koni i wyciska wnętrzności przez pasy bezpieczeństwa przy hamowaniu. Usiąść na kierownica Ferrari – bezcenne! A sama jazda na torze to genialne doświadczenie, które trzeba po prostu przeżyć.

Jazda sportowym LAmborghini GallardoChwilę odsapnąłem i w tym całym odurzeniu stwierdziłem, że czas na jazdę Lambo.

Białe Gallardo było takie jak sobie je wyobrażałem. Sportowe, z wyglądu może nieco wulgarne, ale… Przecież takie ma być! Szpanerskie, a za kierownicą powodujące banana na twarzy!

Schemat ten sam. Wsiadłem, przygotowałem się do jazdy i ogień! Tu było brutalniej niż w Ferrari. Postanowiłem spróbować manualnej zmiany biegów łopatkami, ruszyłem i znów gnałem przez zakręty. Nie wiem z jaką prędkością w nie wchodziłem, ale sądzę, że każdym z moich dotychczasowych samochodów musiałbym wchodzić ze dwa razy wolniej. Poezja! Lekkie hamowanie, przejście zakrętu właściwą linią i gaz na wyjściu, po prostu kosmos.

Wysiadłem z Lambo w podobnym amoku jak z Ferrari

Czekała mnie jeszcze jazda na torze w KTM X-Bow. Akurat zjechał, więc podszedłem, zapoznałem się i przybiłem piątkę z Rafałem (instruktorem) a także na wstępie dowiedziałem się, że tu nie będzie tak łatwo jak do tej pory.

Auto ma 240 koni mechanicznych i waży około 800 kilogramów. Nie wsiadłem, a jakoś mało zgrabnie się wślizgnąłem na twardy fotel.  Założono mi kask, zapięto pasy i krótkie szkolenie. Nie mam wspomagania kierownicy, wspomagania hamulców, ABSu, ESP.  Jest za to niska masa, sporo mocy i napęd na tył. Uważać z gazem, nie wciskać go mocniej w zakręcie i ogólnie obchodzić się z nim delikatnie, bo minimalna przesada to maksymalne kłopoty. Brzmi groźnie, ale mnie się to podoba! :D

Jeśli ktoś oglądał wspomniany przeze mnie wcześniej program, to na pewno wie jak odpala się X-Bow’a, jeśli nie to może przekona się gdy dostanie taki prezent jak ja. Odpaliłem, wrzuciłem bieg, chciałem delikatnie ruszyć, samochód się zdławił i zgasł. Co jest? Rafał powiedział z uśmiechem w głosie „wrzuciłeś trójkę, nic się nie dzieje, odpalaj i zdecydowanie wrzuć jedynkę”.

Odpalam, wyraźnie wrzucam jedynkę i po woli się toczę. Dwójka, trójka, wyjazd na trasę. Po przejechaniu kawałka prostej auto trzęsie, wiatr wieje, myślę sobie „ło, ze 180 chyba jadę”, popatrzyłem na prędkościomierz, a tu skromne 70 km/h. Test jazdy KTM X-Bow na torze wyścigowymWóz nie ma szyby, siedzi się o włos nad ziemią, a zawieszenie pozwala wyczuć każdy kamyczek. Byłem w szoku, ale jakoś sobie musiałem okiełznać zachwyt i po męsku zająć się maszyną.

W zakrętach delikatniej niż Lambo czy Ferrari, na prostej gaz do dechy, z kolejnymi okrążeniami coraz szybciej. Gdy się zatrzymałem instruktor spytał czym jeżdżę na co dzień i czy miałem doświadczenia z hardcoreowymi tylnonapędówkami. Podobno przy trzecim okrążeniu już nieźle dawałem radę. To nie mnie oceniać, było genialnie, chciałbym jeszcze! Może jazda na torze stanie się moją prawdziwą pasją?

Jak to wszystko podsumować? Sam nie wiem!

Ferrari totalnie pozytywnie mnie zaskoczyło, bo z zewnątrz urzeka, w środku jest fajne obszerne, a osiągami i zachowaniem podczas jazdy wprawia w osłupienie. Hamulcami bezwzględnie mnie zmasakrowało, bo po prostu nie da się przesadzić! Zahamuje zawsze i z każdej prędkości.

Lambo. Wspomniałem, że jest takie jak sobie wymarzyłem. Szybkie, nieco brutalne, wygląd powala, a dźwięk rozkłada na łopatki. Tyle! Dobitniej nie potrafię tego wyrazić.

KTM? To jest inny wymiar motoryzacji. Trzeba wsiąść, przejechać się, poczuć. Jedzie jak przyklejony, skręca bezkonkurencyjnie, a do tego wymaga potwornej uwagi. Jeśli go już poczujemy, to z zaciśniętymi na kierownicy rękami nie będziemy chcieli wysiąść. Jest taki… Dziki! Na początku nieokiełznany, ale gdy go właśnie okiełznamy… WOW!!! Ośmielę się powiedzieć, że to taki trochę nie samochód. To bolid, to zjawisko, to niewyobrażalna maszyna!

 

Podobne tematy: